Bieszczady pełne są niedopowiedzeń: na szlakach, w oberżach, stodołach. Hm, ale zawsze można tam spotkać wielu serdecznych ludzi i choć z roku na rok widać, jak komercjalizuje się bieszczadzka aura, to w tym roku udało się jeszcze raz pospać w stodole, wejść na caryńską i zupełnie przypadkiem spotkać Zakapiora Lacha-Załęskiego, który całą naszą ekipę poczęstował własnej roboty żurkiem (mniammm - bardzo nam smakowało Bieszczadzki Hrabio!).
Gdy fotografuję cyfrówką często próbuję sobie wyobrazić, że mam trzydziestą szóstą klatkę w swojej starej lustrzance na negatyw. 36 była ostatnią i ona przynosiła mi najlepsze ujęcia. Wymuszała świadome oczekiwanie.